Ciemność minęła praktycznie od razu, kiedy tylko Syriusz z Harrym pojawili się w miejscu docelowym swojej podróży. Zielonooki zamrugał kilka razy ze zdziwieniem, kiedy zorientował się, że znajdują się w holu Kwatery Głównej Zakonu. Spodziewał się raczej zobaczyć bramy Hogwartu niż ten znany z wakacji dom.
Z zaskoczonym wyrazem twarzy odwrócił się i spojrzał pytająco na Łapę, ale mężczyzna jedynie uśmiechnął się, wzruszył ramionami i ruszył długim korytarzem. Po chwili zniknął po jednej stronie przedpokoju, więc chłopiec, nie chcąc stać jak ostatni idiota na środku holu, nie miał innego wyjścia niż pomaszerować za nim.
Pomieszczenie, do którego trafił, okazało się być niczym innym jak jadalnią, w której w wakacje mieli okazję zajadać się przepysznymi potrawami pani Weasley. Teraz przy długim drewnianym stole siedziały dwie osoby, które zdążył bardzo polubić.
- Harry, kochaneczku! - Na jego widok Molly poderwała się natychmiast ze swojego miejsca i podbiegła do chłopca, miażdżąc go w matczynym uścisku. - Jak dobrze, że nic Ci się nie stało! To było takie lekkomyślne z waszej strony! Na dodatek...
- Pani Weasley... - wyszeptał chłopak, z trudem łapiąc kolejne partie powietrza do płuc.
- Molly, proszę... przestań dusić mojego chrześniaka... - Głos Syriusza zabrzmiał poważnie, ale trwało to tylko kilka sekund. Już po chwili Harry'ego dobiegł zduszony śmiech. - Dumbledore nie byłby zadowolony z faktu, że udusiłaś jego "pupilka".
