Rozdział 17
Wizyta u Malfoyów
Wizyta u Malfoyów
Kilka dni później przyszła sobota. Dzień, w którym Harry miał po raz pierwszy pojawić się we dworze Malfoy'ów. Najbardziej obawiał się tego, że nie da rady i zrobi z siebie debila. Cały zestresowany udał się do łazienki, gdzie ubrał się w szatę wyjściową i spróbował jakoś ogarnąć swoje włosy, które były w artystycznym nieładzie. Po dziesięciu minutach szedł w stronę wyjścia ze szkoły. Przy wrotach czekał na niego Draco.
-Gotowy?
-Tak
Zielonooki ruszył za blondynem do lochów. Właśnie z gabinetu profesora Snape'a mieli dostać się do siedziby Malfoy'a.
Zapukali do drzwi gabinetu i po usłyszeniu krótkiego "proszę", weszli.
-Pan Malfoy i pan Potter.
-Wujku, przestań-zaśmiał się Draco.
-No dobra już. Witajcie, chłopcy.
-Panie profesorze-zaczął Harry.
-Tak?
-Czy pan i mój ojciec... czy wy się pogodziliście?
-Skąd ty o tym wiesz?
-Byłem z Ginny i usłyszeliśmy jak szliśmy do pokoju życzeń.
-Bujasz Potter. Byliśmy wtedy lochach, a jak mi wiadomo to nie po drodze.
-No niech będzie. Wracałem od pokoju wspólnego i Ginny mnie zaprowadziła do lochów. I wtedy to usłyszałem.
-To wszystko wyjaśnia. Pogodziliśmy się, bo oboje stwierdziliśmy, że nasza wojna była bez sensu.
-Mam takie pytanie. Bo od dawna zastanawia mnie fakt, że dyrektor panu ufa, a był pan śmierciożercą. Dobrze wnioskuję, że pan jest po naszej stronie?
-Nic się przed tobą nie ukryje?
-Raczej nie.
Obaj się zaśmiali, w czym przerwał im Draco.
-Harry, musimy się pośpieszyć, jak nie chcemy się spóźnić.
-Powodzenia.
Chłopcy zniknęli w kominku, a Severus wrócił do ważenia eliksiru dla pani Pomfrey. Po jego głowie chodziły takie myśli jak np. jak on się tego domyślił, skąd wie.
W tym czasie chłopcy z gracją, nawet Harry, wyskoczyli z kominka.
-No, no w końcu wylądowałeś na nogach- Draco się zaśmiał.
-W końcu-Harry się dołączył.
Zwabiona hałasem weszła do salonu pani Malfoy.
-Draco, jak dobrze cię widzieć-podeszła do syna i go przytuliła. -Harry, ciebie też. Draco mówił, że cie przyprowadzi. Lucjusza jeszcze nie ma, ale zapraszam do kuchni na herbatę.
Ruszyli za Narcyzą do kuchni, gdzie pani domu podała im zielonej herbatki.
-Dziękuję.
-Za chwilę wrócę. Pójdę tylko do łazienki-powiedział blondyn i wyszedł.
-Skąd pani wiedziała o królestwie Golden Kingdom?
-Mów mi Narcyza. Jeśli chodzi o królestwo to jest skomplikowana historia.
-Czy możesz mi ją opowiedzieć?
-Zaczęło się od tego, gdy byłyśmy małe. Babcia należała do rodziny, która znajdowała się w bractwie. Gdy miałam pięć lat, babcia zabrała mnie i siostry do zamku i tam poznaliśmy króla, twojego prapradziadka chyba. Zobaczył w nas dobro i wcielił do królestwa jako członków. Bella była dobra dopóki nie poznała Rudolfa. Gdy wzięła z nim ślub, przeszła na gorszą stronę. Wkrótce dowiedziałam się, że mam poślubić Lucjusza. Jego rodzina była po stronie Voldemorta. Na początku się załamałam, że ma kontakt z Czarnym Panem. Pogodziłam się z tym i doszło do ślubu. Po nim nie zapomniałam o bractwie i zawsze wieczorami o nim myślałam i pragnęłam tam wrócić. Ale za bardzo się bałam, że Lucjusz się o tym dowie. Bellatrix od otrzymania mrocznego znaku, nie mówiła nic o bractwie. Tak jakby zapomniała.
-Narcyzo, niestety według mnie działa tak na nią ten znak.
-Tak myślałam. Draco wraca-powiedziała kobieta, słysząc kroki.
-Tata już za chwilę będzie-rzekł blondyn, siadając do stołu.
-Narcyzo, muszę ci coś powiedzieć. Wcieliłem Draco do bractwa.
-Aaale jak?
-Dzięki temu, że mogę wcielać-czarnowłosy pokazał jej znak.
-Ttty jesteś królem?
-Jak widać.
Narcyza patrzyła na niego zdziwiona. W końcu usłyszeli dźwięk teleportacji.
-Wróciłem. Witaj- podszedł do żony i pocałował jej policzek.
Gdy jego wzrok powędrował do Pottera, jego twarz wyraża zdziwienie.
-Pan Potter. Co pana do nas sprowadza?
-Przyszedłem z Draco. On nie chce być śmierciożercą i pan o tym powinien wiedzieć.
-Przecież mi mówił, że chciałby być. A po za tym on jest czystej krwi, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań, aby nie mógł zostać sługą mojego pana.
-To było kiedyś, a jak wiemy zdania się zmieniają.
-Tato, ja nie chcę być śmierciożercą.
-A co ja mam powiedzieć Czarnemu Panu?
-To, że Draco nie chce.
-Ale on nas zabije.
-Mogę was ukryć. Znam takie zaklęcia, że nawet Voldemort ich nie przełamie.
-Lucjuszu, zgódź się-dołączyła się Narcyza. -Chcesz by nas syn miał taką przyszłość?
-Kochanie, wiesz ze jakbym miał inne wyjście to bym je wybrał.
-Ale masz. Zaufaj Harry'emu.
Lucjusz zastanowił się.
-Niech będzie. T na czym to polega?
-Na początku usunąłbym panu znak, aby Voldemort nie mógł na ciebie wpływać.
Obecni spojrzeli na niego zdziwieni.
-Jak to.. wpływać?
-To, aby nie mógł cię wzywać na spotkania i w ogóle nie miałby już na ciebie wpływu jak pan na sługę. Rozumiecie?
-Ehe.
-Ale to nie dzisiaj. Do zdjęcia znaku muszę się przygotować, aby nie zrobić jakiegoś błędu i nie narazić życia. Takie rytuały nie są zbytnio uprawiane, a to będzie mój pierwszy. Szczerze mówiąc to nikt ich nigdy nie robił. Muszę się zastanowić jakich słów użyć.
-Rozumiem. A ten rytuał... kiedy by się odbył?
-Za tydzień? Ma pan czas?
-Postaram się być wtedy w dworze.
-Dziękuję. A i Narcyzo, postaram zmienić Bellę na taką jaką była w dzieciństwie.
-Harry, nie wiem jak ci dziękować. Tak dużo robisz dla mojej rodziny-szeptała pani Malfoy ze łzami w oczach.
-Proszę nie płakać. A pan niech się zajmie żoną.
-Zajmę.
-No na nas czas Draco.
-Tak, wiem-blondyn pożegnał się z rodzicami, a Harry powiedział tylko 'do zobaczenia' i już ich nie było.
-Pan Potter. Co pana do nas sprowadza?
-Przyszedłem z Draco. On nie chce być śmierciożercą i pan o tym powinien wiedzieć.
-Przecież mi mówił, że chciałby być. A po za tym on jest czystej krwi, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań, aby nie mógł zostać sługą mojego pana.
-To było kiedyś, a jak wiemy zdania się zmieniają.
-Tato, ja nie chcę być śmierciożercą.
-A co ja mam powiedzieć Czarnemu Panu?
-To, że Draco nie chce.
-Ale on nas zabije.
-Mogę was ukryć. Znam takie zaklęcia, że nawet Voldemort ich nie przełamie.
-Lucjuszu, zgódź się-dołączyła się Narcyza. -Chcesz by nas syn miał taką przyszłość?
-Kochanie, wiesz ze jakbym miał inne wyjście to bym je wybrał.
-Ale masz. Zaufaj Harry'emu.
Lucjusz zastanowił się.
-Niech będzie. T na czym to polega?
-Na początku usunąłbym panu znak, aby Voldemort nie mógł na ciebie wpływać.
Obecni spojrzeli na niego zdziwieni.
-Jak to.. wpływać?
-To, aby nie mógł cię wzywać na spotkania i w ogóle nie miałby już na ciebie wpływu jak pan na sługę. Rozumiecie?
-Ehe.
-Ale to nie dzisiaj. Do zdjęcia znaku muszę się przygotować, aby nie zrobić jakiegoś błędu i nie narazić życia. Takie rytuały nie są zbytnio uprawiane, a to będzie mój pierwszy. Szczerze mówiąc to nikt ich nigdy nie robił. Muszę się zastanowić jakich słów użyć.
-Rozumiem. A ten rytuał... kiedy by się odbył?
-Za tydzień? Ma pan czas?
-Postaram się być wtedy w dworze.
-Dziękuję. A i Narcyzo, postaram zmienić Bellę na taką jaką była w dzieciństwie.
-Harry, nie wiem jak ci dziękować. Tak dużo robisz dla mojej rodziny-szeptała pani Malfoy ze łzami w oczach.
-Proszę nie płakać. A pan niech się zajmie żoną.
-Zajmę.
-No na nas czas Draco.
-Tak, wiem-blondyn pożegnał się z rodzicami, a Harry powiedział tylko 'do zobaczenia' i już ich nie było.
Dziękuję, że jesteście dalej ze mną.
Kocham was skarbki moje xD
Rozdział jak zwykle cudowny. Wyjaśniło się w końcu skąd Narcyza wie o królestwie i bractwie. Pokrętne tłumaczenie Harrego skąd wie o rozmowie Jamesa ze Snapem też w porządku. Czekam tylko na to czy James postanowi przekonać do tej zgody także Syriusza i co na to wszystko powie Lily.
OdpowiedzUsuń